Pomoc psychologiczno-pedagogiczna
Pomoc psychologiczno-pedagogiczna udzielana uczniowi w szkole - polega na rozpoznawaniu i zaspokajaniu indywidualnych potrzeb rozwojowych i edukacyjnych ucznia oraz rozpoznawaniu indywidualnych możliwości psychofizycznych ucznia, wynikających w szczególności:
- z niepełnosprawności,
- z niedostosowania społecznego,
- z zagrożenia niedostosowaniem społecznym,
- ze szczególnych uzdolnień,
- ze specyficznych trudności w uczeniu się,
- z zaburzeń komunikacji językowej,
- z choroby przewlekłej,
- z sytuacji kryzysowych lub traumatycznych,
- z niepowodzeń edukacyjnych,
- z zaniedbań środowiskowych związanych z sytuacją bytową ucznia i jego rodziny, sposobem spędzania czasu wolnego
i kontaktami środowiskowymi,
- z trudności adaptacyjnych związanych z różnicami kulturowymi lub ze zmianą środowiska edukacyjnego, w tym związanych
z wcześniejszym kształceniem za granicą.
Korzystanie z pomocy psychologiczno-pedagogicznej w szkole jest dobrowolne i nieodpłatne.
Pomoc psychologiczno-pedagogiczną organizuje dyrektor szkoły.
Pomocy w naszej szkole udzielają uczniom specjaliści:
- pedagog
- psycholog
- logopeda
- terapeuci pedagogiczni
Do ich zadań należy:
- prowadzenie badań i działań diagnostycznych
- wspieranie indywidualnego rozwoju uczniów
- prowadzenia zajęć terapeutycznych
- pomoc rodzicom i nauczycielom w rozpoznawaniu i rozwijaniu indywidualnych możliwości, predyspozycji i uzdolnień uczniów
Ponadto pomocy udzielają nauczyciele dydaktycy w postaci zajęć dydaktyczno-wyrównawczych oraz zajęć rozwijających zainteresowania i uzdolnienia uczniów.
O DYSLEKCJI SŁÓW KILKA
W każdym roczniku uczniów pojawia się kilkoro dzieci, które mają problemy z czytaniem i pisaniem. Coraz częściej nawet same dzieci lub ich rodzice mówią: ,,Mam dysleksję”, ,,Moje dziecko” to typowy dyslektyk. Ono nigdy nie nauczy się bezbłędnie pisać i poprawnie czytać”.
Tymczasem sprawa nie jest tak prosta i oczywista. Nie każde dziecko robiące błędy lub słabo czytające ma dysleksję. Co oznacza to słowo, które już niemal weszło do języka potocznego?
W szerokim znaczeniu dysleksja oznacza specyficzne trudności w nauce czytania i pisania. Dotyczy to od 4 do 10% dzieci. Zatem nie wszyscy uczniowie, którzy robią błędy ortograficzne lub słabo czytają czy brzydko piszą, są dyslektykami. Ich kłopoty mogą wynikać z nieznajomości zasad ortograficznych, zaniedbania środowiskowego, braku odpowiednich warunków do nauki. Przyczyną trudności bywają też kłopoty ze wzrokiem, słuchem, stres podczas dyktand, problemy ze skupieniem uwagi, wreszcie niski poziom intelektualny. Tymczasem dzieci z dysleksją osiągają w testach inteligencji wyniki w normie lub nawet powyżej normy.
Słowo dysleksja ma też inne - węższe znaczenie. Oznacza wtedy trudności z opanowaniem umiejętności czytania. Problemy z poprawną pisownią wyrazów, czyli z ortografią, to dysortografia. Natomiast dysgrafia to nieumiejętność ładnego, kaligraficznego pisania.
O tym, czy dziecko ma dysleksję, orzeka poradnia psychologiczno-pedagogiczna po serii specjalistycznych badań. Poradnia prosi zazwyczaj o prace pisemne ucznia (głównie z języka polskiego), pyta nauczycieli o funkcjonowanie dziecka w szkole.
Rodzice muszą również dostarczyć wyniki badań lekarskich. Najczęściej to nauczyciele sugerują rodzicom potrzebę skierowania ucznia do poradni. Jednak najbliżsi dziecka mogą sami podjąć taką decyzję. Od rodziców także zależy, czy opinię wystawioną w poradni dostarczą do szkoły, czy też nie. Najczęściej jednak trafia ona do nauczycieli, którzy są zobowiązani się z nią zapoznać i stosować zalecenia w niej zawarte.
Wydawać by się mogło, że z chwilą wydania opinii o dysleksji kończą się problemy ucznia, rodziców i nauczycieli. Uczeń nie musi już martwić się o ortografię, gdyż stwierdzono u niego zaburzenie, więc ma prawo robić błędy, bo ,,taka już jego uroda”. Rodzice mogą wreszcie odetchnąć, gdyż język polski jest ,,załatwiony”, i skupić się na tym, aby ewentualnie pomóc dziecku z innych przedmiotów. Nareszcie ocenia z języka polskiego nie popsuje średniej na świadectwie. Myśleć by można, że również polonista ma problem z głowy i powinien przestać się denerwować podczas poprawiania zeszytu, ponieważ z tego ucznia i tak się nic nie wykrzesze. Na szczęście to tylko pozostałości dawnych stereotypów, które już coraz rzadziej pojawiają się w sytuacjach, gdy opinia o dysleksji dociera do szkoły. Ten papierek nie tylko niczego nie załatwia, ale wręcz od momentu jego wydania zaczyna się dopiero dla wszystkich zainteresowanych okres ciężkiej pracy. Teraz i uczeń, i rodzic, i nauczyciel powinni wziąć się do realizacji działań wskazanych przez poradnię. Znawca dysleksji, profesor Marta Bogdanowicz, która nie tylko zajmuje się tym problemem naukowo, lecz także wychowała córkę z dysleksją, pisze, iż ,,dzieci z dysleksją po prostu muszą się inaczej i więcej uczyć”. Opinia nie zwalnia więc z obowiązku pracy nad czytaniem, pisaniem i ćwiczeniem różnych zaburzonych funkcji, lecz wskazuje na konieczność jeszcze bardziej systematycznej i intensywnej pracy.
Jeśli dziecko niepełnosprawne ruchowo zaniechałoby rehabilitacji nawet na krótki okres, mogłoby to doprowadzić do regresu. Podobnie bywa z dysleksją. Wymaga ona codziennych działań rodziców, nauczycieli i przede wszystkim ucznia.W szkole dziecko uczęszcza na zajęcia dodatkowe, na lekcjach stosuje się wobec niego inne formy i metody, na sprawdzianie w klasie VI korzysta z dostosowań.
Jeśli chodzi o rodziców, to niekiedy próbują oni pomóc dziecku, fundując mu płatne korepetycje. Wiadomo, że ze względów czasowych i finansowych jest to najczęściej godzina tygodniowo.Efekty są zazwyczaj nierewelacyjne. Podobnie mizerne rezultaty osiąga rodzic, który w wolniejszej chwili, np. podczas weekendu zabiera się za edukowanie swego dziecka i trzyma go nad książkami kilka godzin, bo akurat ma na to czas. A potem tydzień przerwy i znowu krwawa mordęga. Takie działania przyrównuje się do podania choremu całego opakowania antybiotyku – jednorazowo. Wiadomo, nikt przy zdrowych zmysłach tego nie zrobi, bo może to się skończyć tragedią. Wtedy antybiotyk nie tylko nie pomoże, ale na pewno zaszkodzi. Choć lek sam w sobie jest dobry i ratuje zdrowie oraz życie, trzeba go jednak podawać w określonych dawkach i co kilkanaście godzin. Więc nie wszystko naraz! Codziennie po trochu! W akcji ,,Cała Polska czyta dzieciom” proponują: ,,Czytaj dziecku 20 minut dziennie. Codziennie”. To samo można poradzić rodzicom dyslektyka: ,,Pracuj z dzieckiem 20 minut dziennie. Codziennie.” Oczywiście, można i 30 minut, a jeśli dziecko ma ochotę i rodzic czas, to nawet trochę więcej. Chodzi jednak o to, aby nie minął dzień bez pracy nad czytaniem i pisaniem. ,,Nulla dies sine linea”- jak mawiali starożytni.
A jak pracować? Co robić, żeby dziecko się rozwijało?
Wskazówki do pracy rodzice znajdą w opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej. Istnieje wiele stron internetowych, na których zamieszcza się ćwiczenia odpowiednie dla dziecka z dysleksją. Dużo praktycznych porad znajdziemy w licznych książkach poświęconych temu zagadnieniu. Polecam zwłaszcza wspomnianą już tu prof. Bogdanowicz. W książce ,,Uczeń z dysleksją w domu” w dostępny sposób pisze ona o tym, jak pomagać dzieciom w różnym wieku. Niezwykle ciekawy jest także tekst jej córki - Katarzyny Bogdanowicz ,,Portret dyslektyka”, który można znaleźć w internecie. Oczywiście radą i pomocą służą też szkolni specjaliści od dysleksji - pedagog, terapeuci prowadzący zajęcia korekcyjno-kompensacyjne, wreszcie poloniści, którzy są nauczycielami chyba najbardziej zainteresowanymi tym problemem. Naukowcy twierdzą, iż praca terapeutyczna z dzieckiem powinna trwać minimum dwa lata, aby widoczne były efekty, ale niekiedy zdarza się, że dyslektyk pracuje nad ortografią czy czytaniem aż do matury.
Małgorzata Jurska